Alpspitze 27 lutego - 6 marca 1999


Do wyjazdu tego przygotowywaliśmy się kilka miesięcy, głównie sprzętowo. Był to okres w którym szalały lawiny w Alpach, termin wyjazdu przesuwaliśmy chyba ze 3 razy. Mieliśmy jechać tam we czterech, ale ostatecznie pojechaliśmy tylko we dwóch. Dojechaliśmy na miejsce za pomocą kolei, najpierw do granicy niemieckiej do Zgorzelca, a później przez Niemcy na biletach weekendowych. Podróż przez Niemcy udało nam się odbyć przez 1 dzień startując na granicy w Görlitz o 7 rano, a kończąc w Garmisch-Partenkirchen około 23.30.

W niedzielę po rannej mszy ruszyliśmy w góry, pogoda zapowiadała się bardzo piękna. Planowaliśmy zdobyć dwa szczyty Alpspitze i Zugspitze, na tym drugim byliśmy już w lecie więc najpierw zaczęliśmy podejście pod Alpspitze. Podchodziliśmy trasami narciarskimi zrobionymi przez ratraki, więc nie musieliśmy brodzić w śniegu po kolana czy głębiej. Przed wieczorem doszliśmy do miejsca z którego nasza góra prezentowała się już bardzo okazale.

Następnego dnia podeszliśmy do jej podnóża i zaczęliśmy szukać via feraty, było bardzo trudno ją znaleźć. Odnaleźliśmy początek stalowych lin przysypanych śniegiem, próbowaliśmy ich szukać wyżej asekurując się nasza liną, ale nasza lina była za krótka, a było tam trochę stromo. Tego dnia udało się nam wejść jedynie 200 m wyżej i byliśmy zmuszeni powrócić. Następnego dnia użyliśmy jeszcze dodatkowe 10 m liny (do 40 m, które posiadaliśmy) i jakoś udało nam się robić stanowiska w skałach i dojść do wyższego miejsca gdzie już było widać poprowadzone w skale metalowe liny. Jednak tego dnia było już zbyt późno aby dojść do samego szczytu. Postanowiliśmy zawrócić, a następnego dnia wyruszyć wcześnie rano.

Kolejnego dnia wstaliśmy przed wschodem słońca, po ugotowaniu śniadania wyruszyliśmy w drogę na szczyt. Początek trasy już znaliśmy, więc nie było trudno ją pokonać. Na dalszych odcinkach wspinaliśmy się po poręczówkach, wpinając się w nie karabinkami. W bardzo wielu miejscach były one przykryte śniegiem, więc musieliśmy asekurować się własną liną. Po długich godzinach wspinaczki dotarliśmy w końcu na szczyt Alpspitze 2628 m, było z niego widać piękne panoramy otaczających nas pasm górskich. Gdy wracaliśmy z powrotem ostatni odcinek drogi pokonywaliśmy już po zmierzchu. Okazało że wejście i zejście zajęło nam 14 godzin. Do miejsca gdzie rozbijaliśmy namiot wróciliśmy po 22, po jego rozstawieniu (trzeci raz w tym samym miejscu) i ugotowaniu kolacji zastała nas godzina 2 w nocy.

Następnego dnia więc sobie pofolgowaliśmy, spaliśmy do 9 i gotowanie robiliśmy do jakiejś 11. Noc była spokojna ale rano koło 9 - 10 tak zaczęło wiać że stelaż namiotu wyginał się niebezpiecznie do wnętrza namiotu. Postanowiliśmy więc go trzymać aby się nie złamał, z jednej strony wyginał się zbyt łatwo - Grzesiek sugerował, że już tam pękł, na szczęście okazało się, że nie. Mieliśmy też wielkie problemy ze złożeniem namiotu, podczas jego składania musieliśmy rzucać na niego plecaki. Wiatr był tak silny, że miałem problem z założeniem plecaka, udało mi się to zrobić dopiero jak się położyłem na nim na plecach. Przeszliśmy dalej do stacji kolejki linowej, rozejrzeliśmy się tam trochę. Wiało tak silnie, że bez plecaka nie mogłem ustać w miejscu, jakbym nie robił dziwnych ruchów nogami w celu utrzymania równowagi to wiatr by mnie wywrócił. Wiedzieliśmy że na Zugspizte już nie starczy nam czasu więc postanowiliśmy powoli schodzić na dół. Następnego dnia po dotarciu do Garmish wyruszyliśmy w drogę powrotną do Polski, naszą podróż zaczęliśmy o 5.30 i około 21.00 dotarliśmy do Zgorzelca, w tę stronę również podróż udała się nam bez wymuszonych noclegów.

Wyjazd oceniam za bardzo udany, mimo iż udało nam się wejść tylko na jeden z dwu planowanych szczytów. Była bardzo piękna pogoda, było słonecznie i niebo było przejrzyste, dzięki czemu można było podziwiać piękno tamtejszych gór. Temperatura w dzień była w granicach 0 do - 3 oC więc było ciepło, w nocy może około - 6 czy - 8 o C. Spaliśmy w namiocie, gotowaliśmy też w namiocie topiąc śnieg na wodę, do połowy nocy spało się komfortowo, dopiero nad ranem około 3 czy 4 czuć było chłód, który nie pozwalał spać. Wyjazd ten miał być treningiem przed letnim wyjazdem na Mont Blanc, jak później się okazało trudności techniczne z zimy na Alpspitze kilkakrotnie przewyższyły trudności z Mont Blanc.

Kliknij na zdjęcie
aby je powiększyć


© Paweł Mitura